Poprzedni wpis dotyczył walki z kompulsywnym jedzeniem, a w tym idę krok dalej. Jak przestałam liczyć kalorie? Czytając całą serię możecie się domyślić, że w tamtym momencie moje postrzeganie jedzenia było bardzo zaburzone. Słowo „porcja” było dla mnie ciężkie do zrozumienia i na samym początku nie miałam pojęcia ile jedzenia tak naprawdę potrzebuję. Miałam w głowie mnóstwo schematów, których chciałam się pozbyć. Szukałam po prostu swojej drogi… Podkreślam słowo „szukałam” – nie czekałam na nią, ja naprawdę szukałam i szukałam.
Słuchanie swojego organizmu
Tak jak wspominałam ostatnio: początki były dziwne. Czułam się mało pewnie i nie zliczę ile razy zaczynałam używać wagi nieświadomie. Parę razy kontrolnie zważyłam daną rzecz, aby po prostu na przyszłość wiedzieć ile to jest. Dotarło do mnie do czego mnie to wszystko doprowadziło i jeszcze mocniej chciałam z tym walczyć. Zdrowy styl życia, znajomość kalorii i makroskładników miały być dla mnie pomocą, miały sprawić, że będę odżywiać się ze świadomością. A do czego doprowadziły? Do tego, że ślepo odmierzałam każdy składnik, nie wiedziałam jak ma wyglądać moja porcja obiadu, bez zastanowienia kładłam produkty na wagę co sprawiło, że bez niej ciężko mi było przygotować dla siebie posiłek. Gdy używałam składników, które występowały u mnie każdego dnia jeszcze w miarę to szło. Najgorzej było z nowościami, ze zrobieniem nowego ciasta, deseru, obiadu, czy innego eksperymentu w kuchni, a przecież tak kocham robić. Miałam dość ciągłego „nie zrobię tego, bo jak ja wpasuję to w swoje makro” (od razu napiszę: nic nie mam do osób, które tak robią, ja po prostu tego nie chciałam i miałam dość). Małymi krokami próbowałam i cały czas uczyłam się słuchania swojego organizmu. Zdarzało się też tak, że na koniec dnia, po kolacji byłam głodna, a innym razem jej nie dojadałam. Szukałam na siebie sposobów, np. gdy robiłam ciasto, które w głównej mierze składało się z węglowodanów i tłuszczy to wiedziałam, że do obiadu muszę dodać więcej białka, które automatycznie mnie bardziej nasyci, więc będzie idealne po lekkim i mniej sycącym (ale turbo pysznym!) drugim śniadaniu jakim było ciasto. No okej, ale ile tego ciasta? Jaka porcja ciasta będzie odpowiednia? Brzmi komicznie, wiem to, ale tak naprawdę było. Zazwyczaj na początku porcje były za małe i automatycznie chodziłam głodna. Robiłam ciasto, nakładałam sobie mikroskopijną porcję, dla przełamania swojego strachu przed czymś nowym i mimo, że byłam głodna to i tak byłam z siebie zadowolona. Drugiego dnia nałożyłam sobie o wiele większy kawałek ciasta, trzeciego dodałam trochę dodatków i problem zniknął. 😊 Szukanie, ciągłe szukanie i próbowanie jak najlepszych rozwiązań!
Moje pierwsze zjedzone ciasto bez wyliczonych makroskładników
Schematy
Kolejną kwestią były zmiany schematów w mojej głowie takich jak np. śniadanie białkowo-tłuszczowe czy jedzenie owoców. Chodziło o to, że mimo tego, że byłam świadoma, że mogę jeść owoce kiedy mam ochotę, to występowały one u mnie jedynie przed i po treningu. Dlaczego? Bo tak miałam zakodowane, tak odżywiałam się bardzo długo i jadłam według schematu. To samo tyczyło się śniadań czy też wielu innych rzeczy. Małymi krokami zaczęłam wszystko zmieniać, a zaczęło się od… Paru malin do śniadania. Brzmi głupio, prawda? Autentycznie sypnęłam sobie 4/5 malin na omleta i byłam z siebie dumna. Drugiego dnia 6, a z czasem było tych owoców coraz więcej i więcej. Rany, jak ja sobie przypomnę tę radość, gdy ze spokojem po paru tygodniach jadłam to na co tylko miałam ochotę na śniadanie. Poranki od razu były piękniejsze! To samo tyczy się wyżej wspominanych ciast – mój pierwszy kawałek ciasta bez wyliczonych makroskładników (kurczę, muszę je powtórzyć ) był naprawdę malutki, ale cieszyłam się, że w ogóle był. Zaczęłam obserwować siebie po czym czuję się dobrze, a po czym źle (tak swoją drogą owsianka, jaglanka i inne posiłki wysokowęglowodanowe na śniadanie to nie moja bajka, ale mniejsze ilości węglowodanów, owoce, parę kromek chleba – jak najbardziej). Bywały dni, że byłam bardziej aktywna, przychodziłam wieczorem do domu i robiłam kolację, niby na oko, ale mniej więcej taką jak zawsze. Minęło 10 minut od zjedzenia jej, a ja znowu byłam głodna i… zaciskałam zęby, wychodziłam ze swojej strefy komfortu i po prostu jadłam znów. Wiele razy miałam zawahania: Czy nie za dużo? Czy powinnam? Uczyłam się słuchać swojego organizmu, a najlepszą rzeczą jaką nauczyło mnie intuicyjne jedzenie jest to, że jesz kiedy Ty potrzebujesz, a nie Twoja psychika i założenia Ci pozwolą.
Owoce na śniadanie!
Głowa zdrowa, walczę dalej
Śmiało mogę stwierdzić, że naprawdę wykonałam kawał dobrej roboty. Pamiętacie tę dziewczynę, którą opisywałam wyżej, albo we wcześniejszych wpisach? To dobrze, ja też nie. W czerwcu postanowiłam iść krok dalej, zrobić wszystkie badania, pójść do ginekologa. Nie bałam się niczego, zmiana w głowie była nie do opisania, chciałam być zdrowa! Moja rodzina cały czas się zamartwiała, bo ciągle słyszeli tylko „obiecuję, że o to zadbam”, ale tym razem nie były to słowa rzucone na wiatr. Spędziłam trzy dni w szpitalu, gdzie wykonano mi wszystkie badania. Hormony nadal nie były w porządku (mimo, że od ostatnich badań i tak było lepiej), ale moja prolaktyna nadal wołała o pomstę do nieba. Problem pojawił się też z małym torbielem na tarczycy jaki mam od paru lat i lekarze zaczęli podejrzewać, że może to mieć również związek z moim zanikiem miesiączki. Udałam się z wynikami do lekarza. A tak swoją drogą jest to ginekolog, z którym mam kontakt do dnia dzisiejszego i badam się u niego kontrolnie. Polecam go bardzo, gdyby ktoś z Krakowa potrzebował namiarów – piszcie. Wracając: Udałam się z wynikami do lekarza. Zarówno on jak i mój Wujek (również lekarz) stwierdzili, że w moim przypadku jedynym wyjściem będą hormony. W głowie miałam tylko słowa zmartwionej mamy i babci: „Proszę, jesteś w dobrych rękach, zrób to co Ci każe lekarz”. Pokiwałam potulnie głową i się zgodziłam. Dodatkowo bardzo (bardzo, bardzo) ważną rzeczą o jaką miałam zadbać (oprócz utrzymywania ciągłej racjonalnej diety oczywiście) była regeneracja i zmniejszenie ilości stresu. Sen po 3 godziny i płacz w momencie, gdy mam „dużo do zrobienia” towarzyszyły mi od zawsze. Po prostu musiałam podnieść swoją higienę życia o parę poziomów w górę. Nie pamiętam jakie to były leki, nie pamiętam dokładnie jak długo je przyjmowałam, dosłownie wszystko konsultowałam z lekarzem, który oprócz tego, że kontrolował moje leki, dbał także o moją wagę, pytał ile jem (a ja w formie żartu z dumą odpowiadałam: nie wiem, nie liczę he he oczywiście chodziło mu o to czy znowu nie bawię się w głupie diety), ile śpię i czy staram się ograniczyć stres. No i udało się! 12 grudnia 2017 dostałam okres i od tamtej pory dostaję go regularnie co miesiąc, już bez wspomagania hormonalnego. Na początku nie był on dokładnie co tyle dni ile powinien, ale z czasem wszystko się uregulowało i wróciło do normy! W sumie to powiedziałabym ponad normy – jak wspominałam w pierwszym wpisie trenowałam koszykówkę i przez ogromny wysiłek fizyczny regularne miesiączki zdarzały się u mnie bardzo rzadko.
12.12.2017 ❤️ Zdrowie i szczęście
Ja tu tylko... jem
Wszystko przychodzi z czasem, ale trzeba stosować się do tego o czym pisałam we wstępie. Trzeba szukać! Szukać rozwiązania i sposobu na żywienie dla siebie. Czy 5 malin na śniadanie nie brzmi absurdalnie? To popatrz na mnie teraz i uświadom sobie, że naprawdę zaczynałam swoją próbę od tych nieszczęsnych pięciu malin (wiem, że się powtarzam, ale nie zdajecie sobie sprawy jaki to był przeskok w mojej głowie). Teraz ja tu tylko… jem. Czuję w którym momencie powiedzieć „ok, tej kosteczce czekolady już podziękujemy” (rzadkie zjawisko) i odżywianie stało się dla mnie dodatkiem (teraz już bardzo przyjemnym) do życia, a nie całym moim życiem. Jem, kropka. Jem pysznie, bez zbędnych przemyśleń, bez lęku, kropka. Zdrowe nawyki były u mnie już od dawna, a o zdrowe podejście zawalczyłam sama. Ty też możesz, tylko podejmij próbę i nie zastanawiaj się ciągle jak to zrobić, tylko zacznij robić cokolwiek i… szukaj! Szukaj swojej drogi do szczęśliwego brzuszka. 😊
Definicja zdrowego stylu życia
Chciałabym, aby każdy rozumiał „zdrowy styl życia” tak samo, ale dopasował go pod siebie. Niech to będzie Twoja codzienność, która sprawi, że każdy Twój dzień będzie przyjemnością, a nie przymusem. Niech słowo „odstępstwo” będzie używane jedynie potocznie, bo w zdrowym stylu życia nie potrzebujesz odstępstw – one stanowią całość i są jednym z jego elementów. Nie potrzebujesz „wracać na właściwe tory”, bo cały czas na nich się znajdujesz. Tydzień podróży, pysznego jedzenia, masy fast foodów, picia hektolitrów wina (i nie tylko). Jedni nazwą to „odstępstwem”, a dla mnie to jest właśnie zdrowy styl życia! To są te właściwe tory! Nigdzie nie mam zamiaru wracać, bo tą drogą chcę iść. Wrócić mogę jedynie do moich gofrów, które kocham równie mocno jak pizzę i wino jedzone w nocy we Włoszech.
Praktycznie za każdym razem moja odpowiedź na pytanie: Jak przestać liczyć kalorię? Będzie: Nie wiem jak Ty musisz działać, ale wiem, że musisz zacząć działać. Bez podjęcia próby nie da się czegoś osiągnąć. Ja pokazuję Ci swoją drogę, opisuję jak ja przestałam liczyć kalorie, czego próbowałam i od czego zaczęłam. Było mi ciężko, towarzyszył mi strach – Tobie też będzie. Udało mi się z tym wygrać – Tobie też się uda.
Moja definicja zdrowego rozsądku: fit gofry i włoska pizza
Zachęcam Cię
Do tego zachęcam. Nie zachęcam Cię do tego, abyś przestała liczyć kalorię. Jeżeli Ci z tym dobrze, to po co to zmieniać? Jeżeli masz ochotę tylko raz w tygodniu pozwolić sobie na bardziej przetworzony produkt i czujesz się z tym swobodnie – bardzo proszę. Zachęcam Cię jedynie do balansu, a raczej do nauki balansu. Do próbowania i przegrywania. Do pozwolenia sobie na porażkę! Uwierz, że ze świadomością o tym, że możesz popełnić błąd o wiele łatwiej się żyje. Tylko nie myl tego ze skazywaniem siebie na porażkę jeszcze przed startem!
Nie tyjemy od jedzenia tylko od ciągłego rozmyślania jakie ma ono wpływ na nasze ciało. Napisałam te słowa ponad rok temu, co prawda w formie żartu, ale przyznam szczerze… Traktuj to pół żartem pół serio!
Jedyne rozmyślanie o jedzeniu na jakie wyrażam zgodę… Czy na pewno idzie w cycki?!
Tak wyglądały moje fit początki. Dziękuję za poświęcony czas i przeczytanie całej tej serii. Za każdy miły komentarz i dobre słowo!
Twoja walka i Twoje szczęście będzie moim szczęściem. Do dzieła!
Buziaki!
Żałuję że nie przeczytałam tego 10 lat temu ! Wtedy na pewno szybciej uporała bym się ze swoimi problemami ale i tak cieszę się że tutaj trafiłam ! ❤️
<3
Eli mogłabyś zdradzić co to są ginekolog? Od 4 lat mieszkam już w Krakowie i niestety zmienialam juz 2 razy, bo żaden nie był w stanie dobrać mi odpowiednich hormonów :/
I
Hej Eli,
ja mam problem z miesiaczka. Juz jem normalnie (2000 kcal min), cwicze jakies 5-6 razy po 20-30 min w tygodniu, ale po odstawieniu antykoncepcji nadal miesiaczki nie mam, a wyniki krwi sa spoko.
Wiem, ze mi nie doradzisz jesli chodzi o sprawy medyczne, ale moze moglabys mi podpowiedziec jak to u ciebie przebieglo, bo niestety trwa ten stan juz 5 lat, a powiedzmy od roku jem naprawde normalnie i wszystko bez wyrzutow.
Pozdrawiam
Maria 🙂
Az ciarki przechodzą jak bardzo tekst przemawia bo trafia dokladnie w to co sie dzieje w mojej glowie..niestety porcje” i „sytosc” dalej sa problemem, pomagasz w takich sprawach?
Twoje konto było jednym z pierwszych „fit” kont na insta, które zaobserwowałam. Zawsze byłaś dla mnie takim trochę wzorem, chciałam mieć chociażby w małym stopniu taki uśmiech jak Twój i tyle pozytywnej energii. I w końcu uznałam, że mi się uda, że przecież nie musi już zawsze być źle w mojej głowie, więc spróbowałam i… udało mi się! Widzę teraz ogromną poprawę, moja głowa jest zdrowsza, chociaż nie jest jeszcze w 100% dobrze. Ale wierzę, że dam radę z tego całkowicie wyjść i wiedz, że Ty się też do tego przyczyniłaś <3 DZIĘKUJĘ za to co robisz, i za tę… Czytaj więcej »
Nawet nie wiesz jak się cieszę!!! Jesteś silna dziewczyną, ze wszystkim sobie poradzisz! Dziękuję Ci za ten komentarz, naprawdę! <3
Po przeczytaniu wszystkich części w końcu doszłam do zdania ,,Śmiało mogę stwierdzić, że naprawdę wykonałam kawał dobrej roboty.’ i pomyślałam: kurczę, ja chyba też już dużo ze sobą zrobiłam! (patrząc do jakiego stanu się doprowadziłam) Aż łezka mi się chciała zakręcić w oku, że już tyle u siebie naprawiłam, jestem z siebie zadowolona! 😮 ale wiem też ile pracy mnie jeszcze czeka, w głowie widzę niekończońcą się walkę o szczęście.. :/
Ale kto to za mnie zrobi jak nie ja sama.. Jesteś fajną osobą i mam nadzieję, że kiedyś dojdę do takiego codziennego, normalnego szczęścia. Buziak!
Trzymam za Ciebie kciuki! DZIAŁAJ! <3
Jesteś cudowna osoba. W taki sposób pokazujesz wielu osobom jak sobie radzić i dajesz im przede wsyztskim nadzieje i motywacje do działania. Dziękuje Ci za to. Mam jeszcze tylko pytanie co do robionych przez Ciebie badań o których wspomniałaś we wpisie. Co to były za badania i jakie mniej więcej były ich koszta ?
Pozdrawiam 🙂
Dziękuję Ci za takie miłe słowa! ❤️ Kochana były to wszystkie podstawowe badań krwi, hormonów, tarczycy itd. Leżałam w szpitalu na NFZ, wiec były one robione za darmo.
Łezki w oczach mam dziewczyno ! Dzięki Tobie uświadomiłam sobie jaki Ja mam problem ! Rezygnacja z imprez rodzinnych , zaniedbany facet bo przecież ni wyjdę z Nim do restauracji, rezygnacja z wakacji , wyjazdów .. tracę kolejne lata, czas , przyjaciół i chłopaka a to wszystko przez ta wagę i strach .. dziękuje , dziękuje Ci za Twoje wpisy gdzie mnie uświadamiają w tym całym błędnym kole . Jesteś niesamowita i wiem ze z tego wyjdę dzięki takim wpisom jak Twoje ❤️ Jesteś niesamowita !
Ja tutaj będę cały czas i będę o tym przypominać! Tylko pamiętaj: Ty tez masz misje do wykonania! Masz zadbać o siebie, rodzine, zdrowie i szczęście. Koniec z tym odkładaniem życia na potem, ciągłego życia w leku i strachu! DZIAŁAJ! Jestem z Tobą! ❤️
a się popłakałam
Nie płacz Iga bo tu miejsca braaak! Nie no, możesz płakać, ale niech to będą łzy szczęścia! Buziaki! ❤️